Dojrzałość pełniejsza cierpieniem

Margita Kotas, Niedziela 12 (252)/98

1998-04-12 13:38:05

Jest 1 marca, pierwsza niedziela miesiąca - dla wielu osób dzień oczekiwany z niecierpliwością. Dzisiaj spotyka się wspólnota osób, które wzajemnie są dla siebie wsparciem. Nie tak dawno pisząc na łamach "Niedzieli" o katolickim ruchu dobroczynnym "Betel", wspominałam o jego strukturze, wymieniając wśród należących do niego wspólnot Wspólnotę św. Franciszka Ziemi Wieluńskiej. Jesteśmy dziś wraz z Andrzejem Kalinowskim, generalnym odpowiedzialnym Ruchu, w drodze do Wielunia. O godz. 15.00 w kościele pw. św. Józefa Oblubieńca w Wieluniu rozpocznie się tradycyjna, comiesięczna Msza św. wspólnotowa.

Ławki małego kościółka są zapełnione, w przejściu między ławkami kilka wózków. Mszę św. sprawuje ks. Czesław Kieras, od niedawna duszpasterz Wspólnoty. Przy ołtarzu spostrzegam wspólnotowych ministrantów - jednego z nich, Marka poznam osobiście po Mszy św. Oprawę muzyczną animuje tutejsza schola parafialna. Widać jednak wyraźnie, że jej członkowie zgrani są ze Wspólnotą. Śpiewom pieśni towarzyszy akompaniament grzechotek, puszek napełnionych piaskiem i tamburynów, potrząsanych energicznie przez dzieci. Kto nie ma instrumentu, klaszcze radośnie w dłonie. Już po chwili wiem, że ołtarz Pana otacza prawdziwie zjednoczona wspólnota, wspólnota dzieląca ze sobą smutki, cierpienia i radości codziennego życia. Budujące jest pełne zaangażowanie chorych w Liturgię. Ewangelia, tego dnia mówiąca o kuszeniu Jezusa przez szatana, jest ilustrowana pantomimą, jakże prostą w swej wymowie. Po niej kazanie, w którym nie brak dialogu z wiernymi. Zaskakuje mnie bystrość dzieci, które na pytania ks. Czesława odpowiadają szybko i bezbłędnie, jakby sprawy, o które pyta, były oczywiste. Który duszpasterz nie marzyłby, by jego mali parafianie słuchali go z taką uwagą. Dojrzałość duchowa ludzi, których my, zdrowi, spychamy tak często na margines "naszego" społeczeństwa, jest - mam takie wrażenie - głębsza, bo pełniejsza o cierpienie, jakiego doświadczają i wrażliwość, z jaką otwierają się na świat i otaczających ich ludzi. Urzeka mnie Modlitwa Pańska, która jest wołaniem prawdziwych sióstr i braci do jednego wspólnego Ojca w niebie. Wszyscy na jej czas opuszczają ławki i stają w jednym kręgu. Ludzkie dłonie łączą w jedno zgromadzonych w świątyni: "... i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy swoim winowajcom...". Po takiej modlitwie pozostaje już jedynie miejsce na uśmiech i wzajemne zrozumienie. Nie brak ich na spotkaniu Wspólnoty, która po Mszy św. przeszła do auli Jana Pawła II mieszczącej się przy kolegiacie wieluńskiej, by przy słodkościach podzielić się ze sobą tym, co zdarzyło się przez miesiąc.

Z łatwością zdobywam rozmówców. Członkowie Wspólnoty chętnie dzielą się swoimi refleksjami, każdy z nich podkreśla wagę istnienia takiej grupy. Kiedyś rodzice i opiekunowie chorych musieli sami radzić sobie z problemami codzienności i niechęcią czy obojętnością środowiska, w którym żyją. Dziś są razem, a ulgę w cierpieniach przynosi choćby wygadanie się osobie, która zmaga się z podobnymi problemami. Oto kilka wypowiedzi nagranych "na gorąco", może nie poukładanych, spontanicznych, ale za to pełnych ciepła.

* * *

Ks. Czesław Kieras, duszpasterz Wspólnoty: - Dziękuję Panu Bogu za taką pracę. Jestem w tej wspólnocie od niedawna, dołączyłem do niej trzy miesiące temu. Cieszę się, że mogę zdobywać nowe doświadczenia. Ta wspólnota jest wymagająca, ale daje dużo radości. Samo to, że widzę dzieci i ich rodziców chętnie przychodzących na Msze św., to już jest dla mnie wielka radość. A co dopiero dla Pana Boga. Dzieci ze Wspólnoty charakteryzuje większa dojrzałość duchowa. Doświadczyły wiele w swoim życiu, ciągle doświadczają i jakoś inaczej to życie odbierają, w tym i samego Pana Boga.

* * *

Brat Emilian: - Nie mógłbym tak do końca powiedzieć, że Wspólnota jest dla mnie życiem, ale jestem tu, bo wiem, że powinienen tu być. Pan Jezus chce, żebym tu był. Moim powołaniem jest życie zakonne. Jeśli przełożeni mówią mi: idź tam, to idę, a tutaj idę z radością. Jezus jest w ubogich, małych i w nich chcę widzieć Jezusa.

Duchowość chorych jest na pewno głębsza przez cierpienie. Zanim my, zdrowi ludzie, do tego dojdziemy, trzeba długiej drogi.

Członkowie Wspólnoty dają mi swoją prostotę. Oni mnie uczą modlitwy i życia. Ich upośledzenie jest tak wielkim cierpieniem, szczególnie gdy doda się reakcję otoczenia. Uczą mnie pokory.

* * *

Elżbieta Pacyna, koordynatorka Wspólnoty: - Nasza Wspólnota powstała we wrześniu 1996 roku, ale nie od razu się o niej dowiedziałam. Wspólnota jest dla mnie umocnieniem, a przede wszystkim podtrzymaniem na duchu nas, jako rodziców dzieci chorych. Jest wiele matek przygniecionych ciężarem samotnego wychowywania dzieci chorych. We Wspólnocie mamy możliwość działania z innymi rodzicami, dzięki temu nasz ból dzielimy na wiele osób. Wymieniamy doświadczenia, nasze codzienne problemy przestają być ciężarem, co więcej, stają się pomału wspólną radością. Największy ból już odszedł, to, co najgorsze, mamy już za sobą. Wspólnotę zawiązało sześć osób, teraz należy do niej ponad 150. I jest coraz więcej. Obecność na naszej Mszy św. i na spotkaniu uzależniona jest od pogody, bo we Wspólnocie są także dzieci poruszające się na wózkach. Nie wszyscy mają samochody, więc muszą iść pieszo. Jeśli jest mróz, dziecko siedzące na wózku - pozostając bez ruchu - marznie.

Czujemy się tu jak w wielkiej rodzinie. Dzielimy się troskami, codziennymi zmartwieniami, a przede wszystkim cieszymy się tym, że nasze dzieci potrafią się z nami radować i nie zamykają się w swoim cierpieniu.

Fakt, że już tyle osób należy do Wspólnoty, mówi sam za siebie. Ludzie przełamują bariery, przełamują niechęć przed wychodzeniem z domu z chorym dzieckiem czy też osobą dorosłą, i nie wstydzą się, bo wiedzą, że jest już środowisko, gdzie czują się swobodnie.

* * *

Agnieszka Szymańska, koordynatorka Wspólnoty: - Pochodzę z okolic Wielunia. Nigdy nie miałam możliwości bezpośredniego spotkania z rodzicami dzieci niepełnosprawnych. Żyłam na uboczu. Dzięki naszej grupie nie czuję się samotna. Dotąd myślałam, że to właśnie ja mam najbardziej chore dziecko, a tu okazało się, że wiele rodzin doświadcza poważniejszych problemów. We Wspólnocie czujemy się silni, czujemy się związani ze sobą. Popieramy się wzajemnie. Obdarzamy się wzajemnie miłością. Bardzo łączy nas wspólnie przeżywana Eucharystia. Dzieci czują się tu wspaniale.

Wielką radością jest choćby przygotowanie poczęstunku na spotkanie. To nasza wspólna radość i to liczy się chyba najwięcej. Jestem tu od początku istnienia Wspólnoty. Nie opuściłam ani jednej Mszy św. wspólnotowej, zawsze czekam z utęsknieniem na tę niedzielę, na Mszę św., na spotkanie.

* * *

Jadwiga Mączka: - Ja jestem z "podziemia". Moja córka ma 37 lat. Dawniej takich Wspólnot nie było. Cokolwiek robiłam, robiłam sama i, przyznam się, o Bogu nie myślałam. Byłam przekonana, że mój hart ducha wystarczy. Nie myślałam o wspólnocie, lecz o tym, żeby się jakoś z moim dzieckiem odnaleźć w społeczeństwie - na przekór społeczeństwu. Mówiłam wtedy: ja to zrobię, ja pokażę, o Panu Bogu naprawdę nie myślałam. Ale na pewno On był ze mną. Nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby się z kimś połączyć w swoim działaniu. Sama walczyłam z lekarzami, ze społeczeństwem, aż do dnia, kiedy trafiłam do Szkoły Maryi prowadzonej przez ks. prał. Teofila Siudego. No i wpadłam, zakochałam się w Matce Bożej. Powierzyłam jej swoje życiowe sprawy i moje chore dziecko, i dopiero wtedy dotarłam do Wspólnoty. Teraz rozumiem, co to jest wspólnota: kochać każdego, obojętnie jak on wygląda. Mnie przytrafia się to często: a to podejdzie do mnie brudny człowiek, a to chory dziadek. Teraz potrafię drugiego człowieka zauważyć. I już nie mówię: ja to zrobię, je pokażę. Wspólnota nauczyła mnie pokory. W minionych, komunistycznych czasach wiele moich działań rodziło się z przekory, z przekory zrodziła się pokora.

* * *

Korzystając z obecności na spotkaniu, zapytałam Panie Koordynatorki, co chciałyby powiedzieć osobom zdrowym, nie stykającym się bezpośrednio z problemem niepełnosprawności.

Elżbieta Pacyna: - Żeby nie separowały się od problemów, jakich my doznajemy na co dzień. By okazywały jak najwięcej serca - nie współczucia, ale samego serca, bo serce i oddanie innych ludzi potrafi nam i naszym chorym ulżyć w cierpieniu, daje wiele radości.

Agnieszka Szymańska: - Chciałabym, by zdrowi darzyli czułością chore dzieci. Wystarczy często uśmiech, by osoba chora nie czuła się tak samotna.

Dołącz do nas

Msza św. i agapa
Kolegiata, Wieluń
I niedziela, godz. 16:00

Koordynatorzy

Ewa Tylkowska

Wspólnoty Spotkania

Koordynator Generalny
Wspólnot Spotkania

Alicja Bednarek
504 921 221